Znów prychnęłam. No dobra, może fakrycznie małżeństwo z obcą osobą to nienajlepszy pomysł... Jednak uważam, że i tak lepiej by było, żeby coś nas łączyło, skoro mamy razem panować. No nic, nie chce, to nie. Bez łaski.
"W takim razie musimy uzgodnić kilka spraw. Po pierwsze, to ja zawsze będę główną alfą, chyba że sama zrezygnuję. Po drugie, w dowolnej chwili mogę cię zrzucić z pozycji alfy. Po trzecie, najważniejsze sprawy dotyczące plemienia uzgadniamy razem. Pasuje?" - spytałam, lekko wkurzona. Poza tym, ciągle nasuwało mi się pytanie, czy na pewno dobrze robię pozwalając obcej osobie na ingerencję w watahę, która i tak dopiero się rozwija... Pożyjemy, zobaczymy, nie?